„Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...”

„Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...”

Drodzy Goście!

Na blogu znajdują się zdjęcia łyżeczek z mojej prywatnej kolekcji, które zostały „zaczerpnięte” w różnych miejscach świata i w różnych okolicznościach – tak przeze mnie, jak i przez wielu licznych Ofiarodawców. Łyżeczkodawców ;-))

Z biegiem lat, z biegiem dni... wiele z tych historii – nie zapisywanych (o zgrozo!) na bieżąco – się zatraciło. Jeśli ktoś z oglądających cokolwiek wie o pochodzeniu którejkolwiek łyżeczki, być może był jej ofiarodawcą, właścicielem etc. ... – może – a nawet ma moralne prawo i obowiązek! – przekazać mi informacje niezbędne do odtworzenia ostatnich jej chwil nim do mnie trafiła. Wiele z nich ma ciekawe historie, więc pomóżcie mi je skompletować, a ja je zachowam pieczołowicie „na wieczną rzeczy pamiątkę” a także zamieszczę w opisie pod zdjęciami.
Magdo, nareszcie będziesz ze mnie dumna!
ps. czasami będą pojawiać się tu też moje filiżanki i inne osobliwości.

środa, 7 września 2011

005. Pierwsza w kolekcji. Kamyczek, który poruszył lawinę.


Posted by Picasa

To mogło być około roku 1999. Mielno, miejscowość nadmorska. Z Wiesławem spędzaliśmy tam parę dni urlopowych. W jednej (największej wówczas i „najsmaczniejszej”) barowej smażalni ryb, spożywaliśmy – jak się łatwo domyślić – smażoną rybę. Wzięliśmy tez jakąś herbatę, wiec sięgnęłam do stojącego przy kasie metalowego kubka z łyżeczkami. Stała w nim cała masa aluminiowych płaskich łyżeczek, takich wycinanych z blachy, i ta jedna – rosyjska piękność. Nie miałam sumienia jej tam pozostawić – arystokratki wśród aluminiowego pospólstwa. Musiałam ją ratować! Zaczerpnęłam więc. I tak się to wszystko zaczęło. Tymczasem Wiesław, zupełnie nieświadom tego co zaszło, spokojnie spożywał smażoną rybę, popijając herbatą z cytryną. Ja – nieco mniej spokojnie. Jak już zjedliśmy (co wyjątkowo mi się dłużyło) powiedziałam szybko:
– Chodźmy już stąd – i prawie go stamtąd wyciągnęłam.
Kiedy wyszliśmy i oddaliliśmy się na bezpieczną odległość  z uwolnioną księżniczką, pokazałam mu ją. Nie mógł uwierzyć!
– Oszalałaś? – spytał.
– A co – miałam ją tam zostawić??? W tym towarzystwie??? Była taka samotna! sam widziałeś!
Widział.
– Cholera, więcej tam nie pójdziemy.
No trudno, nie poszliśmy. Nigdy.
:)

3 komentarze:

  1. Piękna historia. Ciekawe, czy w smażalni ktoś zauważył jej brak? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. byłam święcie przekonana że nikt! i tym bardziej mnie zmotywowało to, że wg mnie nikt jej tam nie doceniał! :-)

    OdpowiedzUsuń